środa, 7 października 2015

Jak Pan może Panie Maratonie ...


Znacie ten wierszyk Jana Brzechwy "Pomidor" i powtarzane w nim zdanie "Jak pan może panie pomidorze ..."?  
Tak mi się skojarzyło w związku z moim sobotnim maratonem w Lubsku.
Ludzie piszą, dzwonią, pytają zdziwieni faktem, że nie wrzuciłam na FB nic o moim kolejnym osiągnięciu, jakim miał być trzeci w życiu maraton. A ja nie wiem czy jest się czym chwalić? Czy powinnam się wstydzić słabego wyniku, czy cieszyć z sukcesu jakim było jego ukończenie, mimo potwornego bólu od 26 km. A było to tak ... brzmi prawie jak bajka, ale nie była może bardziej tragikomedia ;-) 


Chyba zawiniła brawura jak u łamiących przepisy kierowców, po prostu za szybko biegłam pierwsze 25 km ... miałam chrapkę na życiówkę i może jakieś pudło bo tylko 5 kobiet. Suma summarum przez 24 km byłam druga i już widziałam oczyma wyobraźni ten puchar, a kolejna zawodniczka jakiś kilometr za mną. I co i dupa, nagle na 26 km zaczęłam rodzić łydkami. Tak dokładnie nie piszę głupot, każda kobieta która jest mamą wie o co mi chodzi, przypominając sobie skurcze porodowe. Pojawiają się, rozlewają i nagle znikają. I tak też było z moimi łydkami. Na początku myślałam, że to jakoś przejdzie, rozbiegam ale ból i skurcz był tak silny, że aż mi nogi wykręcało. Wszak mogłam się poddać, ale jak kolejne zawodniczki mnie wyprzedziły stwierdziłam że już mam to gdzieś i skoro coś zaczęłam to to skończę bo mam  na to 6 godzin. I tak naprzemiennie biegłam i maszerowałam. Nawet się wycwaniłam bo biegłam do momentu pierwszego symptomu skurczu, potem przechodziłam w marsz i jak sobie poszedł znów zaczynałam biec. I tak przez 16 km i 195 metrów. No był to nie lada wysiłek, myślę że nawet większy niż gdybym zasuwała 5.50 na km. Skończyłam ostatecznie na 4 miejscu wśród kobiet z czasem 4:47:51 czyli o 22 minuty gorzej niż na debiucie maratońskim. Widać jest progres ... chyba w marszobiegu ;-)


42 km przemyśleń, no dobra może 16 nad tym czy to całe bieganie maratonów ma sens. I wniosek jeden ... nie ma. Przynajmniej nie na tym etapie życia, po prostu z braku czasu na treningi biegowe, siłowe myślę, że czas jest by dać sobie spokój i skupić się na tym co wychodzi i w czym są postępy, a co nie wymaga aż tyle czasu czyli na półmaratonach.
Na tym zakończę mój wywód i uspakajam ludzi dobrze mi życzących, którzy boją się że przestanę biegać bo jedyny i słuszny cel to maraton ... spokojna głowa  ... nie przestanę ... będę trwać na swoich warunkach jak najbardziej słusznych i nie podważalnych. Dziękuję za uwagę ... tu pisałam ja RozbieganaMama :-)


2 komentarze:

  1. Brawo Karola! Gratuluję siły charakteru! Nie ma jednej słusznej drogi. Każdy musi znaleźć swoją.

    OdpowiedzUsuń
  2. Karola, gratulacje samozaparcia, wytrwałości i siły charakteru. Tak trzymaj i biegaj ile tylko możesz i ile masz ochotę :)
    Bordzio

    OdpowiedzUsuń