Czemu biegam czyli jak to wszystko się zaczęło ;-)
Tak naprawdę pierwszy zaczął biegać mój mąż na początku 2011 roku, tak po prostu z dnia na dzień. Kilka razy się do niego przyłączyłam i nawet dałam radę, ale jak się okazało, aby prawidłowo biegać trzeba mieć dobre buty. A ja takowych nie miałam i skończyło się spuchniętymi obiema kostkami. Zaprzestałam więc i już nie wróciłam bo dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Całe następne 9 miesięcy obserwowałam jak się zmaga z trasami, kontuzjami i złą pogodą, podziwiałam go że potrafi znaleźć w sobie siłę żeby ruszyć na trasę. Jeszcze wtedy nie wiedziałam jakie to wciągające.
Zakończyłam
ciąże z wynikiem celującym i powiłam mojego rodzynka synka na początku
2012 roku. No i pojawił się problem jak zrzucić te wszystkie kilogramy i
wrócić do rozmiaru 38. A że nie karmiłam zbyt długo to szybko
wskoczyłam na dietę od razu drastyczną bo nie lubię się ze sobą
patyczkować. Oczywiście schudłam, ale wagę trzeba utrzymać, a ja raczej
jestem łasuchem wiec samo przez się waga pewnie szybko zaczęła by mnie
gonić. Wówczas wykiełkowała myśl że może warto by zacząć biegać. Mąż
namawiał, zasponsorował świetne buty - do których tematu jeszcze
powrócę - softshell, komórkę dotykalską z gps-em, żeby się przypadkiem
nie zgubić. Tak więc omamiona podarkami postanowiłam zacząć. Ale nie
żeby na początek 1 km, ja od razu przebiegłam 3 i to w deszczu i lutowym
przymrozku.
I
tak się zaczęła moja przygoda z bieganiem. Biegałam coraz więcej, coraz
częściej i sprawiało mi to coraz więcej przyjemności. Figura się
kształtowała, waga spadała hmm ...żyć nie umierać. Wiadomo że po drodze
przydarzały się jakieś kontuzje, chwilowe niewydolności, ale nic to
jakoś dawałam radę. Uświadomiłam sobie, że to niesamowicie
odrestaurowuje po trudach macierzyństwa x 3 i złości jaka narasta przez
cały dzień. Wniosek mój jest taki złość mija dopiero po 5-tym
kilometrze.
Z
czasem dystanse które pokonywałam się wydłużały i tak postanowiłam
zacząć startować w biegach, ale bardziej szczegółowo o tym później.
Jeszcze
tylko jedna myśl. Gdy czasem tak biegnę dłuższą trasę i wpadnę w taki
amok, że nie myślę już o tym że biegnę, zdarza się że się ocknę,
rozglądam i zaczynam zastanawiać po co ja to właściwie robię. I wtedy
przypominam sobie o tym jak świetnie się czuję, jak świetnie wyglądam i
że mogę jeść wszystko i nic nie idzie mi tam gdzie nie trzeba. Ale gdzie trzeba też nie ;-)Trochę o butach ...czyli jak kupuje się buty w Zielonej Górze ;-)
Wspominałam już że w bieganiu najważniejsze są buty ...dobre buty...indywidualnie dopasowane do naszej stopy. Opowiem więc jak kupowałam swoje pierwsze buty, nie spodziewając się, że będzie to dla mnie nie lada wyzwanie ;-)
No cóż każdy kiedyś kupował buty ... nic trudnego wchodzisz do sklepu przymierzasz, płacisz, wychodzisz, użytkujesz. W tym przypadku okazało się jednak że jest inaczej.
Było lutowe wczesne popołudnie mąż zabrał mnie więc na zakupy. Zaprowadził na ulicę Westerplatte w okolice Baru pod Schodami do niedużego sklepu sportowego o nazwie Runplanet. Wchodzę, a tam pełno butów, odzieży sportowej, uśmiechnięta pani przy komputerze i inna pani... klientka biegająca na bieżni. Zdębiałam gdy to zobaczyłam. Ale nic to stwierdziłam, że nie będę uciekać, choć ta bieżnia mnie troche przeraziła.
Kiedy przyszła moja kolej pani kazała zdjąć mi moje buty, skarpetki, podwinąć nogawki i stanąć na bieżni. Ona sama ustawiła kamerę, uruchomiła jakiś program w komputerze i włączyła bieżnie. O matko prawie z niej zleciałam z hukiem! Mąż umierał ze śmiechu, pani też sobie nie żałowała ...w sumie fakt musiało to być zabawne widowisko ;-)
Potem pani Gosia - jak się okazało - udała się do magazynu i przyniosła mi 3 pudła z butami. Każdą parę musiałam przymierzyć i w każdej - o zgrozo! - przebiec się znów na bieżni. Miało to wykazać, które buty są najbardziej dopasowane do mojej stopy i sposobu w jaki ją układam biegnąc.
Potem pani Gosia - jak się okazało - udała się do magazynu i przyniosła mi 3 pudła z butami. Każdą parę musiałam przymierzyć i w każdej - o zgrozo! - przebiec się znów na bieżni. Miało to wykazać, które buty są najbardziej dopasowane do mojej stopy i sposobu w jaki ją układam biegnąc.
Dopiero za trzecim podejściem wyglądałam jakbym biegła, a nie spadała z tego diabelskiego urządzenia. Ale suma summarum buty zostały wybrane, pani Gosia dała mi nawet rabat, chyba za dobrą rozrywkę, bo stwierdziła że takiej klientki jeszcze nie miała ;-) Buty nabyłam bardzo dobre wszak męskie - bo na damskie moja stopa przekracza rozmiarówkę - firmy Asics, biegam w nich do dziś i jestem zadowolona, mam wrażenie że nie mam nic na stopach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz