czwartek, 8 listopada 2012

Okazało się że granatowy mundurek mojej córki …

zaginał rano, akurat gdy przebierałam się w strój do biegania, bo planowałam poranną szósteczkę. Pobiegłyśmy więc do szkoły go szukać i skończyło się na czwóreczce z haczykiem w tempie ekspresowym, by zdążyć przed wyjściem męża do pracy. 
Nie jestem zadowolona z biegu bo plan na martwy sezon był taki aby biegać wolniej, w celu obniżenia Hr biegowego z 178 do 148. A dziś to pewnie z 200 miałam, gdy pierwszy kilometr - choć z górki - przebiegłam w 4.30 ...masakra ...dobrze, że pulsometru nie wzięłam bo by piszczał jak oszalały ;-(
Ale najważniejsze że mundurek się znalazł, wisiał biedny i samotny w szatni gimnastycznej. Biegnąc myślałam o tej sytuacji i o tym że moja córka nie dba o niego, zresztą ja też nie bo go do tej pory nie podpisałam. Przyszedł mi wówczas do głowy pewien pomysł. Postanowiłam przeprowadzić personifikację mundurka i napisać dla córki opowiadanie o nim. Może gdy nabierze ludzkich cech z uczuciami zacznie go szanować. Tak więc ożywiłam mundurki i sprawiłam, że potrafią dyskutować i przeprowadzać szkolenia, ale także sukienki, które mają dużo do powiedzenia o świecie ;-) No nic zobaczymy co z tego wyjdzie ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz