środa, 9 lipca 2014

Góry, góry, góry ...

zawsze wygrywały u mnie rywalizację z morzem, nad którym nie bardzo wiem co mam robić. Tu sprawa jest prostsza po prostu włażę na górę :-)
Wykorzystując nieobecność dziewczynek, postanowiliśmy wyskoczyć z synkiem rodzynkiem na 3 dni pod Szklarską Porębę, a dokładnie do Piechowic. Fajny hotel ze strefą SPA, niestety trochę się czułam dyskryminowana, że jako wegetarianka miałam problem by na obiad znaleźć coś do jedzenia, więc wcinałam ziemniaki z surówką :-)
Myśląc, że nasz maluch będzie chciał być wnoszony na górę, wypożyczyliśmy "wypaśne" nosidełko, zderzenie z rzeczywistością było takie że młody zasuwał na piechotę po kamolach w sandałkach, a w nosidełku wrzeszczał i za nic nie chciał spać. I w takich to oto okolicznościach jęcząco - wrzeszczących, z wymuszonym uśmiechem na twarzy - bo przecież mini-urlop - pokonaliśmy trasę z ulicy Karkonoskiej w Karpaczu poprzez Wang, potem żółtym szlakiem do Słoneczników a stamtąd już tylko Dom Śląski i w dół czarnym szlakiem do stacji wyciągu w Karpaczu, łącznie jakieś 18-19 km. 















Ale nie żeby Maks był tym zmęczony, pożarł kolację i poszedł jeszcze z tatą na basen na którym wywołał karczemną awanturę bo dziewczynka wlazła do "jego" brodzika. I tata miał już "dochę" tego dnia, obraził się na cały świat.
Następnego dnia robiliśmy podejście do Chojnika. Jednak odpuściliśmy już na początku szlaku - z uwagi na jęczenie młodego - i w sumie dobrze bo potem rozpętało się kilka burz, które spędziliśmy łazęgując po hotelu i zwiedzając wszystkie windy :-)
Wczoraj natomiast - tuż przed wyjazdem do domu - postanowiłam treningowo zwiedzić Michałowice, bo jakoś nie uśmiechało mi się biec poboczem do Szklarskiej Poręby wśród tirów. Chyba nie wiedziałam na co się decyduje, bo okazało się że musiałam zrobić 4 km bezustannego podbiegu (wzrost wysokości 352 m). 


Sponiewierałam się masakrycznie przy temperaturze 25 stopni o 6.40 rano ;-) 
Wiem jednak już, że takie podbiegi to dla mnie nie problem, systematyczny trening zrobił swoje. Straciłam 1000 kalorii podczas tego biegania, a rekompensaty tej utraty, mój organizm domagał się przez cały dzień, cały czas byłam głodna ;-) więc zjadłam to i owo.
Dziś już jest lepiej, zjadłam muesli na śniadanie, wypiłam kawkę i jest dobrze choć nadal czuję jakieś ogólne zmęczenie. Byle do jutra bo jutro kolejny trening :-)

1 komentarz:

  1. Podziwiam!!!!!! Mały idzie w ślady mamy..... zuch chłopak!!!!!!

    OdpowiedzUsuń