emocje
opadły, wróciłam do domu i dzieciaczki też z dwudniowych wakacji
u babci. Ale stres dał jeszcze wczoraj o sobie znać bo wieczorem
dostałam gorączkę, ale chyba zdusiłam w zarodku. A dziś dzień
jak co dzień, zakupy gotowanie zupki, mój 14-to miesięczny synek
odkurzył mi dom a zraz idę po córkę do przedszkola. A późnym
popołudniem uczta, pizza prosto z pieca - elektrycznego- na
pocieszenie dla mojej najstarszej latorośli że bidulka chora i na
występy gościnne do Warszawy z mamą jechać nie mogła.
Wieczorem
mała przebieżka dla rozluźnienia i relacja z wyprawy do napisania
tak więc zapraszam do lektury i oczywiście wszystkich chętnych z
Zielonej Góry i okolic na trening na Sulechowską jutro o 9.30 ;-)
Żeby tak Maluszek jak urośnie też pomagał mamusi:), bo z doświadczenia wiem, że później to różnie bywa:)Szybkiego powrotu do zdrowia dla córci!Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń