piątek, 15 lutego 2013

Nasze auto ma ała i jest w szpitalu …

Przebywa tam już dwa tygodnie bez postawionej diagnozy. Czyżby i motoryzacyjna służba zdrowia potrzebowała głębokiej reformy? Niemniej jednak żyjemy bez auta. Nastręcza to pewnych problemów zwłaszcza z przyprowadzaniem naszej Tosienki z przedszkola co spadło na moje barki, a raczej głowę która już paruje na samą myśl, co moja kochana dziecinka znowu wymyśli.
Przez pierwszy tydzień nasze wędrówki odbywały się na pieszo, ponieważ okazało się że mój Fil&Ted również ma ała. Bilans ubiegłego tygodnia jest taki: ilość podartych kurtek – 1, ilość stanów przedzawałowych Karoli – 2, ilość wysadzeń na siku w lesie w środku zimy niezakończonych sukcesem – 5. Dodatkowo należy doliczyć jedną próbę zalania szkolnej łazienki, z powodu chęci przeprowadzenia samodzielnego mycia rąk oraz dwie próby przywłaszczenia sobie, różowej parasolki ze szkolnego stojaka na parasolki.
Ten tydzień jest lepszy bo moje królewiątka siedzą sobie w swoim podwójnym wóziu otoczone ciastkami i gumami by nie marudziły, gdy ważąca 65 kg mama wpycha je łącznie ważące 30 kg w wózku, który sam waży 12 kg plus jakieś 3 kg zakupów pod najwyższą górę znajdującą się w mieście czyli pod Braniborską. To dopiero trening, ale co nie dam rady? Jak dam. Za to jestem dobrze przygotowana by po takim powrocie pójść na trening. A przedwczoraj jak poszłam, a raczej pobiegłam na trening interwałowy z grupą Zielona Góra zacznij biegać GPS mi wysiadł i nie wiem ile przebiegłam, ale myślę że ok 15-16 km bo wróciłam czerwona jak burak. Zasnęłam na kanapie. Gdy się przebudziłam o 2.30 by synkowi przygotować mleko, przypomniałam sobie że muszę na rano wypakować 96 gum rozpuszczalnych z opakowań zbiorczych. Uwierzcie nie lada wyzwanie ;-)



A wczoraj były Walentynki, które od trzech lat obchodzę jako urodziny Tosi, która przyszła na świat 14 lutego 2010 roku o 17.40. Tosia poszła dumna do przedszkola w czerwonej sukience z torebką gum rozpuszczalnych – tak właśnie tych – w przekonaniu, że gdy ma się urodziny to przychodzi Mikołaj. Jakie było jej zdziwienie gdy zamiast Mikołaja do przedszkola przyszedł po nią tata z tortem, potem przyszli jacyś goście i kazali jej dmuchać świeczki i pomyśleć sobie życzenie, którym jak się okazało było co? - „Chcę jeść” ;-) Ale prezenty były więc w sumie prawie jak Mikołaj ;-)
A jutro co? Jutro … będzie się działo ... mam nadzieję ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz