wtorek, 1 stycznia 2013

Hmmm ...nie wiem jaki tytuł ...


Koniec roku czyli wszelkie święta łącznie z moimi urodzinami skłaniają mnie ku nonkonformizmowi. Tak naprawdę tylko małe dzieci trzymają mnie przy tradycji kupowania prezentów, które i tak się nikomu nie podobają, a po drugie jest ich zdecydowanie za dużo. Czy naprawdę byliśmy aż tak grzeczni? A składanie życzeń staje się niewygodną koniecznością bo ile razy można życzyć każdemu to samo i nie zawsze szczerze bo ze szczerością mamy na ogól problemy. Przytoczę tu słowa mojej Mamy zamieszczony na fejsie, które oddają to co myślę na ten temat
„Jaka jest bezmyślność w powtarzaniu co roku życzeń nowo rocznych,
- dużo zdrowia , wiem że jest najważniejsze, ale praca i pieniążki też są ważne…
-Szczęścia co niemiara, jak to się ma do tego kiedy nie ma go w miłości ani w kartach…
-aby nam się, ale co nam się?, w taki dzień składamy życzenia nawet wrogowi, i czasami w myślach życzymy coś niedobrego, i jak to ma się do tego(aby nam się )…
A może powinniśmy życzyć sobie, tobie w tym nowym roku, Aby powtórzyły się stare kłopoty… pomyślcie ile dobrego w starych kłopotach, po pierwsze wiemy jakie nam się przytrafiły, po drugie wiemy co zrobiliśmy źle. Więc teraz naprawiamy co nie co, ale też wiemy że nie unikniemy i teraz błędów, co roku te same kłopoty, pomyślcie, że z latami poprawiamy, aż tam po iluś latach jesteśmy idealni. Składajmy życzenia od tego roku
-życzę tobie, wam STARYCH KŁOPOTÓW
Trafiłaś w sedno Mamo!
Sylwester cóż dzień jak co dzień, mało lubiany przeze mnie z uwagi na nadmierny pośpiech, przygotowania, strojenia, zabiegi logistyczne – czyli gdzie sprzedać dzieci – i kilka chwil wątpliwej zabawy, potem szast - prast mija północ i po wszystkim. Tylko na ulicach zostaje potworny bałagan jak kac po przedobrzeniu procentów.
Jeśli ktoś mnie zapyta co robiłam w Sylwestra to odpowiem że: biegałam - gdy jeszcze było bezpiecznie choć i tak wszędzie unosił się zapach prochu, tak więc miałam uszy i oczy otwarte by przeżyć ten mój sylwestrowy bieg chodnikami Zielonej Góry - zostałam nieomal przejechana przez policyjny radiowóz i z tego powodu wpadłam na krzaki – widać jak służby dbają o obywateli szwendających się po ulicach - przygotowałam pyszną tortillę z łososiem, zgłosiłam pożar u sąsiadów, wypiłam lampkę czerwonego wina musującego ubrana w szlafrok. A tuż po północy fajerwerkowicze pobudzili mi dzieci tak więc o 00.30 byłam już w mojej piżamce w bałwanki w łóżku.
O 7.30 wstałam niczym skowronek bez kaca, a o 11 byłam już z rodzinką w parku. Biegałam za moja 3-latką, która zasuwała na rowerze jakby ją coś goniło – może ja - i jakieś 4 km zrobiłam mimo woli.
Postanowień noworocznych brak bo ciągle realizuję te październikowo-listopadowe i tego będę się trzymać. W planach przygotowania do Półmaratonu Przytok czyli jest wyzwanie i jest na co czekać. Byle do 13 kwietnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz